Manipulowanie tłumem

– fragmenty rozmowy przeprowadzonej podczas Śniadania z twórcami spektaklu
„Juliusz Cezar” Williama Shakespeare’a w reż. Barbary Wysockiej

Mateusz Węgrzyn: Dlaczego wybraliście akurat „Juliusza Cezara” Shakespeare’a? Podobno wcześniej chcieliście zrealizować „Przypadkową śmierć anarchisty” Dario Fo. Jak wyglądał proces decyzyjny?
Barbara Wysocka: Najczęściej reżyser przychodzi do teatru z tekstem i pomysłem na spektakl, a następnie wspólnie z dyrekcją ustalają szczegóły. Zawsze wybieram materiał dla konkretnego zespołu, teatru i widowni. Wiadomo, że różne teksty inaczej brzmią we Wrocławiu, inaczej w Warszawie, a jeszcze inaczej w Berlinie. Umówiliśmy się na Dario Fo, ale w pewnym momencie zadzwoniłam do dyrektora Łysaka i powiedziałam, że chyba jednak musimy zrobić coś innego niż farsę polityczną, bo na nią jest już trochę za późno. Zmiany, które w tym momencie zachodzą w naszym kraju, są niepokojące. Zresztą, dzisiaj każdy spektakl będzie polityczny – farsa, tragedia, Shakespeare, Czechow. Każde działanie artystyczne może być manifestem. My zdecydowaliśmy się na Shakespeare’a i myślę, że to był słuszny wybór.
M. W.: W „Juliuszu Cezarze” jest trochę elementów farsowych, czy bardziej groteskowych. Wydaje się, że chciałaś uwypuklić ten rys.
B. W.: Shakespeare miał fantastyczne poczucie humoru, w wielu jego sztukach obecne są elementy groteski, szliśmy po prostu za tekstem. Ważne jest to, że Shakespeare nie opowiada się jednoznacznie po stronie Cezara ani po stronie spiskowców.
M. W.: Nie ma dobrych i złych.
B. W.: Więcej – są wyłącznie źli. Shakespeare nie napisał bajki z morałem, na końcu której zły zostaje ukarany. Po złym przychodzi jeszcze gorszy, a potem historia zatacza koło i wszystko się powtarza.

Juliusz Cezar 2, na zdj. od lewej Michał Czachor, Anna Moskal, Michał Jarmicki, Arkadiusz Brykalski, Mateusz Łasowski.JPG
fot. Krzysztof Bieliński

M. W.: W jednym z wywiadów powiedziałaś, że nie chcesz robić teatru aluzyjnego rodem z lat 80-tych.
B. W.: Nie chciałam realizować spektaklu, w którym byłoby jednoznaczne, kim jest Juliusz Cezar, a kim spiskowcy. Nie charakteryzowaliśmy aktorów na bohaterów obecnej sceny politycznej. Jednak siłą rzeczy staraliśmy się przekazać swoje poglądy.
M. W.: W samym spektaklu jest dosyć dużo odwołań do lat 80-tych – nie tylko polski punk, ale zacytowanie przemówienia generała Jaruzelskiego wprowadzającego stan wojenny.
B. W.: Fragment zapowiedzi stanu wojennego to część jednej z piosenek. Z kolei napisy, które są wyświetlane nad scenografią, to urywki z preambuły naszej konstytucji. Teatr to łączenie różnych elementów, wywoływanie skojarzeń, tworzenie kontekstów.
M. W.: Twoja rola w całym przedsięwzięciu jest bardzo złożona. Nie tylko jesteś reżyserką spektaklu i grasz postać Marka Antoniusza, ale też w pewnym sensie grasz reżysera wkraczającego do świata dziejącego się spektaklu.

Juliusz Cezar 1, na zdj. Barbara Wysocka.jpg
fot. Krzysztof Bieliński

B. W.: Nie gram reżysera, ponieważ dla widzów aktorka wchodząca w danym momencie na scenę nie jest reżyserem, tylko jedną z postaci. Skąd wziął się ten pomysł? Po różnych spektaklach ostatniego roku, w których grałam lub nad którymi pracowałam, miałam potrzebę podjęcia próby bardziej osobistej wypowiedzi ze sceny. Badam możliwości kontaktu teatru z rzeczywistością w ten sposób, że instaluję siebie pomiędzy. Będąc reżyserem spektaklu i wchodząc w niego jako jedna z postaci, mogę dokonać w nim pewnych przesunięć, zrobić kilka zmian w tekście, skomentować coś, co wydarzyło się w danym tygodniu. Chciałam umożliwić sobie taką grę z tym, co się dzieje. To dla mnie bardzo ciekawa sytuacja, myślę, że będę to rozwijać – co to znaczy być we własnym spektaklu, poruszać nim od wewnątrz. W tym przypadku nie jest to jeszcze bardzo radykalne, ale w następnym zobaczymy…
M. W.: To już kolejny raz, ostatnio w podwójnej roli wystąpiłaś w „Szapocznikow. Stan nieważkości”.
B. W.: Właściwie w „Juliuszu Cezarze” to był mój trzeci raz, wcześniej grałam jeszcze we własnym spektaklu w Teatrze Wielkim Operze Narodowej. To była opera „Medeamaterial” Pascala Dusapina wg Heinera Müllera. Tam było to zawarte w partyturze – kompozytor zapisał partię Medei, śpiewaczki, solistki, która wykonywała swoją partię muzyczną, ale dopisał też głos aktorski. To była ciekawa praca, ale to coś zupełnie innego niż w „Juliuszu Cezarze”. Tu chodzi o dużo bardziej bezpośredni kontakt z widownią.
M. W.: Pamiętam jak przed premierą powiedziałaś mniej więcej: „Nie tylko muszę wyreżyserować ten spektakl, ale jeszcze zrobić w nim rolę”. Jak to jest reżyserować siebie? Taka sytuacja jest dla ciebie trudniejsza niż wypełnianie wizji innego reżysera?
B. W.: Kiedy w jakimś projekcie jest się równocześnie reżyserem i aktorem, trzeba umieć spojrzeć na wszystko od wewnątrz, od zewnątrz, a potem jeszcze to ocenić. W„Juliuszu Cezarze” Marek Antoniusz przychodzi w decydującym momencie, w którym spiskowcy są lekko zdezorientowani po zamordowaniu Cezara. Antoniusz wywraca wszystko do góry nogami, nie zapobiega rozpadowi państwa, chociaż mógłby. W pewnym sensie Marek Antoniusz jest reżyserem spektaklu, który rozgrywa się na scenie. Konstruuje pewną rzeczywistość, a następnie pozwala jej się rozpaść.

BIEL2293
fot. Krzysztof Bieliński

M. W.: Shakespeare w „Juliuszu Cezarze” oraz wy w spektaklu pokazujecie uniwersalne mechanizmy władzy i manipulacji tłumem. Jednym z wielu jest choćby stwarzanie pozorów skromności i honorowego postępowania, ciągłe powoływanie się na dobro ogółu.
B. W.: Tak, tak… Bo przecież wszyscy politycy to ludzie honoru. Temat walki o władzę i manipulacji nigdy się nie zdezaktualizuje. Polityka to ciągła gra z uczuciami ludu, traktowanie go jako ilości głosów, która może się przydać, a cel uświęci środki, jakimi trzeba się posłużyć, żeby je zdobyć.
M. W.: Ujawnia się w tym niesamowita pogarda dla tłumu, przekonanie, że można go łatwo zmanipulować, uciszyć, zastraszyć czy zaszantażować. Tłum jest ważny także w samym spektaklu, w kilku momentach jest nim widownia. Mówiłaś, że po pierwszej próbie z widzami niektóre partie zaczęły inaczej wybrzmiewać.
B. W.: Zawsze jest tak, że kiedy przychodzi widownia, spektakl się zmienia. Także w przypadku „Juliusza Cezara”, gdzie widzowie bardzo często są adresatami tych tekstów, które u Shakespeare’a są kierowane do tłumu. Brutus przemawia do widzów, podobnie jak Marek Antoniusz. W tej scenie waży się zasadnicza sprawa – ludzie reagują bardzo pozytywnie na Brutusa, on przekonuje ich, że zamordowanie Cezara było dla nich dobre, a tłum mówi: „Niech żyje Brutus!”. Po czym na scenę wchodzi Antoniusz i wykorzystując w swojej mowie kilka dość prostych chwytów odwraca emocje tłumu przeciwko spiskowcom.
M. W.: Bardzo pierwotny jest też mechanizm kozła ofiarnego – zabicie niewinnego, którego obarczy się całą winą, po czym następuje oczyszczenie pola sporu, a porządek społeczny może być utrzymany.
B. W.: Cezar nie jest kozłem ofiarnym. I nie jest w żadnym razie niewinny. To zupełnie inna sytuacja.
M. W.: Nie było jednak jednej przyczyny zamachu, Cezara zabito bardziej w szale zemsty i głównie po to, by przejąć władzę.
B. W.: W szale zemsty? Żartujesz? Przecież zabójstwo Cezara było planowane miesiącami. U Shakespeare’a nie ma łatwej przyczyny zabicia Cezara. Trudno postawić mu zarzuty. Był wybitnym strategiem, był też tyranem – wyrżnął kilkaset tysięcy ludzi, ale trudno było oskarżyć go o działanie na szkodę państwa. Posądzono go o to, że chce skumulować zbyt dużo władzy w swoich rękach. Powodem była chęć niedopuszczenia jednostki do osiągnięcia władzy totalnej. Cezar posługiwał się okropnymi środkami, by piąć się po drabinie władzy. Był w tym bardzo skuteczny. Spiskowcy nie szukali żadnego kozła ofiarnego, tylko chcieli zlikwidować kogoś, kto ma zbyt wiele władzy.
M. W.: Chodziło o mi o wykorzystywanie zbiorowych emocji i podburzanie atawistycznych odruchów tłumu. Jest jeszcze bardzo znamienny mechanizm władzy, wciąż działający niezawodnie w naszych czasach, zwłaszcza w tzw. polityce zachodniej, a tak dobrze opisany przez Shakespeare’a już 400 lat temu. Mam na myśli samonapędzającą się rywalizację, w której dwie strony upodabniają się do siebie, zacierają różnice i już tylko pozorują spór, by zachować dotychczasowe poparcie. Trudno jest wyznaczyć granice między prawicą a lewicą, trudno znaleźć pozycje centrowe, obozy powoli naśladują swoje zachowania, aż do samounicestwienia.
B. W.: Tak, to nie jest optymistyczna diagnoza. Ludzie władzy walczą tylko o jej utrzymanie, lub poszerzenie, nie mają już żadnego programu do przeprowadzenia.
M. W.: Jak oceniasz rolę Brutusa, który ma przejąć władzę, a jednak nie czuje się na siłach, zachowuje się jakby uważał się za i tak przegranego.
B. W.: Brutus nie jest dobrym strategiem i chociaż zostaje wyznaczony na lidera spisku, podejmuje złe decyzje. Kiedy pada propozycja zamordowania nie tylko Cezara, ale też Marka Antoniusza, Brutus się nie zgadza. Z punktu widzenia strategicznego to bardzo głupia decyzja. Brutus nie może przejąć pełni władzy, bo krótki moment dezorientacji wykorzystuje następny gracz.

Juliusz Cezar 4, na zdj. od lewej Grzegorz Falkowski, Barbara Wysocka, Mateusz Łasowski
fot. Krzysztof Bieliński

M. W.: W Waszym spektaklu bardzo istotna jest kwestia samej teatralności. Wprowadzasz na scenę technicznych demontujących scenografię, charakteryzatorki i garderobiane, pomagające aktorom zmienić kostiumy, rekwizytora zbierającego rozrzucone rekwizyty, nawet sami aktorzy w kilku momentach odnoszą się z dystansem do swojego grania. Skąd tak duża deziluzja?
B. W.: Bo jest ciekawsza niż iluzja. Interesuje mnie proces tworzenia obrazów teatralnych, proces inscenizacji. Staje się dla mnie tematem sam w sobie. Mamy żywego człowieka, za chwilę jest zamordowany – jak to się stało? Teatr też jest manipulacją i chętnie to ujawniam.
Arkadiusz Brykalski: Przecież i tak wszyscy wiedzą, że Cezar zostanie zabity. Wszyscy tylko zastanawiają się jak do tego dojdzie, jak my to pokażemy.
M. W.: W swoim spektaklu pokazujecie, że polityka jest teatrem. Ta metafora jest trochę deprecjonująca dla samego teatru – okazuje się on wtedy tylko zabawą, ładnym oszustwem, manipulacją… Po premierze usłyszałem na to odpowiedź: „może polityka nie jest teatrem, ale jest sztuką – zdobywania władzy”.
B. W.: To temat na dłuższą rozmowę. Związki polityki z teatrem są dużo poważniejsze i nie umniejszają teatru, raczej podnoszą rangę polityki.
(głos z sali): Jesteśmy jeszcze przed spektaklem. Znamy „Juliusza Cezara” z innych inscenizacji. Chcieliśmy tylko zapytać ile zostało dopisane do Shakespeare’a?
B. W.: Kilka słów. Posługujemy się tekstem Shakespeare’a w tłumaczeniu Barańczaka.